źródło |
Johnny powoli otworzył drzwi, które jak zwykle przeciągle skrzypnęły, zmieniając zwykłe wejście do domu w dramatyczną chwilę rodem z horroru klasy B. W środku było dość ciemno i pachniało starym papierem. Książki zalegały na każdej możliwej powierzchni, tworząc przedziwne rzeźby i struktury. Odkąd Johnny sprowadził się do Dziury Małej, nigdy nie miał na nic wystarczająco dużo miejsca. Przed opuszczeniem Zwierzogrodu nawet nie wiedział, że jego ukochane lektury zajmują tyle przestrzeni. Przeczesał sobie placami brązowo-szarą sierść wokół uszu i usiadł za biurkiem. To był naprawdę długi dzień, mieszkał tu już od 5 lat, ale jeszcze nie przyzwyczaił się do codziennego wstawiania o piątej, żeby zdążyć do sąsiedniej wioski do pracy. Miał szczęście, że w ogóle jakąś znalazł. Dla tych niewykształconych prowincjuszy lis był tylko lisem i nie miało znaczenia czy był rudy, brązowy, czy zielony. Gdyby nie to, że od urodzenia potrafił się dogadać z każdym, odrzucili by jego podanie zanim by je wysłał. Johnnego, porównania do lisów rudych zwyczajnie irytowały, czy oni nie rozumieją, że on nie jest oszustem tylko dobrym aktorem. Tak naprawdę wcale nie musiał kandydować na to "zaszczytne" stanowisko portiera, tyle tylko, że w tak zamkniętym środowisku, od razu pojawiłyby się plotki, że nic nie robi, że pewnie chuligan albo i gorzej. Całe szczęście, że potrafił udawać miłego i dobrze wychowanego, więc powoli przestawali go tu uważać za obcego i groźnego. Co prawda nie znosił tych ich uprzejmych uwag i ciągłych aluzji do gatunku, ale w tej chwili najmniej potrzebował zainteresowania jego osobą, więc uśmiechał się, pozdrawiał każdego uprzejmie i udawał, że nie słyszy wypowiedzi w stylu: "A ten Johnny Velfox to całkiem miły młodzieniec moja droga, szkoda tylko, że jest lisem." Pięć lat - niektórym może się wydawać, że to kawał czasu, spora część życia, ale nie dla Johnnego, który potrafił cierpliwie planować i czekać na swoją okazję, a ta właśnie nadchodziła. Pięć lat w tej zapadłej dziurze tylko po to, żeby uznali go za swojaka (przynajmniej na tyle na ile było to możliwe), ale teraz wreszcie to się miało skończyć. Jeszcze tylko 2 dni - powtórzył sobie w myślach. Podniósł się ciężko i podszedł do okna. Ściemniało się. Promienie zachodzącego słońca oświetlały jakąś parę antylop na ławce w parku. Johnny westchnął i oparł się o parapet podkulając ogon. Może i w Zwierzogrodzie jakiś lis został gliną, ale jemu wcale nie przeszkadzało bycie "dobrym aktorem", a po jego wielkim występie pojutrze, nie będzie już tylko aktorem, będzie mistrzem sceny. Bo w końcu każdy lis to oszust, prawda? - mruknął pod nosem - A już niedługo przekona się o tym cała Animalia. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
Wiem, wiem bezczelny cliffhanger, ale co poradzę tak jest bardziej emocjonująco. To by było na tyle zachęcam do komentowania i konstruktywnej krytyki, chociaż za pochwały bym się nie obraził.
Pozdrawiam, Mr B
link |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz