źródło |
Pukanie powtórzyło się, tym razem było głośniejsze i bardziej natarczywe. Johnny zareagował błyskawicznie. Z szybkością geparda na bieżni doskoczył do drzwi, po drodze wyciągając zza zakurzonego egzemplarza "Słoniem i Mieczem" pistolet. Nie jakiś tam lipny paralizator, ale prawdziwą śmiercionośną, zakazaną i niezoomanitarną broń. Jak zawsze, kiedy był zdenerwowany, zaczęła drgać mu lewa powieka, a ogon wyprężył się na baczność. Po chwili jednak zdał sobie sprawę z tego jak nierozsądne było jego zachowanie. Głupie przyzwyczajenia. Uspokój się - pomyślał - jeszcze nie popełniłeś tu żadnego poważnego przestępstwa, a na to co działo się w Zwierzogrodzie nie mają żadnych dowodów, poza tym to pewnie jakiś sąsiad. Odłożył mordercze narzędzie na regał, przywołał na twarz uśmiech numer 13 i szeroko otworzył drzwi, wpuszczając do środka ciepłe, pomarańczowe światło. Na progu stał dobrze zbudowany postawny wilk w czarnym mundurze.
- Oficer Lupus, Departament Ochrony Wewnętrznej, jak pan zapewne wie w związku z wizytą prezydenta i oficjalnym otwarciem Muzeum Skarbów Kultury Zwierzęcej za dwa dni, przeprowadzamy kontrolę okolicy. - odezwał się wilk - Proszę mnie wpuścić do środka i nie utrudniać, to zajmie tylko chwilę.
- Ależ oczywiście panie oficerze, proszę wejść. - odrzekł najmilej jak potrafił Johnny - Wygląda pan na zmęczonego, może napije się pan herbaty.
- Dziękuję, jest pan pierwszą osobą, która o tym pomyślała, a odwiedziłem już ponad 30 domów, w tym 5 króliczych. Nie wiem jednak czy zasady mi na to pozwalają.
- To tylko mała herbatka, przecież nic nie się nie stanie. Po za tym dzielnym służbom pilnującym porządku należy się coś w zamian za ich ciężką pracę. - dodał Johnny.
- Święte słowa, miło, że ktoś tak uważa. Kiedyś nie spodziewałbym się tego po lisie, ale jak to mówią - nowe czasy.
Przeszli wspólnie do kuchni, w której znajdował się nieduży, odrapany stolik z trzema krzesłami. Oficer Lupus zajął miejsce przy oknie. Johnny podszedł do czajnika i wstawił wodę. Dobrze, że wytrzymał nerwowo. Widząc przed swoim domem ochronę prezydenta prawie zszedł na zawał. Przez chwilę był pewien, że go rozgryźli, że już po nim. Całe szczęście, że to tylko kontrola, chociaż jeśli ten pchlarz znajdzie jego sprzęt, nie będzie zbyt przyjemnie. Kompletnie się tego nie spodziewał, jeśli wysłali oficera do jego domu to znaczy, że prezydent musi nocować gdzieś w pobliżu, a nie tak jak przypuszczał w Hotelu Ibexis. Nie zmieniało to jednak jego planu.
- Więc przyjedzie tu sporo ssaków, prawda? - zagadnął Johnny uprzejmie wyjmując z szafy dwa kubki.
- Sporo to mało powiedziane, zjedzie się cała okolica plus tłumy przyjezdnych. To w końcu najważniejsze wydarzenie polityczno-kulturalne w tym roku. - odparł podekscytowany wilk - Prezydent Koziorowski po raz pierwszy odwiedza te strony.
- To niesamowite, z całą pewnością jest doskonale chroniony, skoro dbają o to tacy ludzie jak pan. - pochlebstwo przyszło łatwo, Johnny zawsze umiał się podlizywać.
- Przesadza pan, jestem tylko skromnym funkcjonariuszem. - wilk był wyraźnie zadowolony - Pojutrze zobaczy pan prawdziwych bohaterów, powiem panu w tajemnicy, że na uroczystości będą ci legendarni policjanci Judy i Nick. Wie pan, ci od afery skowyjcowej i Amber Zoold.
Johnny poczuł jak przebiega go zimny dreszcz, jego lewa powieka zaczęła drgać z prędkością króliczej stopy. To straszliwie komplikowało mu plany, tych dwoje mogło zepsuć cały jego pięcioletni trud. Ale nie to było najgorsze, naprawdę zrozumiałby detektywa Ursusa, komendanta Pershinga, a nawet Jacka Savage, ale czemu Nick? Czemu ta zakała lisiego rodu? Czemu ten zdrajca? Czemu ten, któremu się powiodło? Johnny wziął głęboki oddech. Dasz sobie radę, zawsze dawałeś i nic tego nie zmieni. - mruknął.
- Ach tak kojarzę ich, bardzo chętnie ich zobaczę na żywo. Wie pan do tej pory widziałem takie ważne osoby tylko w telewizji. - kolejne kłamstwo do kolekcji. - Słodzi pan?
- Nie dziękuję. Zaraz muszę wracać do roboty.
- Oczywiście, proszę o to pańska herbata.
Johnny szybko wsypał do kubka niebieskawy proszek i odwrócił się w stronę oficera. Podał mu parujący napój i poczekał, aż ten upije łyk.
- Mmm doskonała - westchnął Lupus. - ale muszę się już zbierać. Pozwoli pan, że spróbuję wywąchać zakazane przedmioty, zostałem specjalnie przeszkolony do wykrywania broni, trucizn i substancji odurzających.
- Niech pan czyni swoją powinność. Nie mam nic do ukrycia.
Wilk wstał, zadarł głowę do góry i zaczął poruszać nozdrzami. Później przeszedł wyszedł z kuchni i zrobił to samo w kolejnych pomieszczeniach. W końcu, po czasie, który Johnnemu wydawał się wiecznością, przestał węszyć.
- Tak jak się spodziewałem, nic nie wykryłem. - rzekł uśmiechając się - Przepraszam za najście, ale takie mamy procedury.
- Nie ma najmniejszego problemu, doskonale rozumiem. - odrzekł Johnny - Życzę miłego dnia.
- Nawzajem, naprawdę dobrze wychowany z pana lis. Dziękuję za herbatę. - dodał wychodzący oficer.
Kiedy jego kroki umilkły, Johnny przestał się uśmiechać. Usiadł na kanapie i odetchnął z ulgą. Udało mu się, korzeń Lanckorony Białawej zadziałał jak należy osłabiając kundlowi zmysł węchu. Nie chciał sobie nawet wyobrażać co by było gdyby jego pięcioletnie planowanie zniweczyła przypadkowa kontrola. Jedyny problem to ta dwójka z policji. Chociaż w sumie jest szansa na to by upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, za jednym zamachem zrealizować swój wielki plan i nauczyć tego zdrajcę Nicka, że od starszyzny lisów nie odwraca się tak po prostu plecami. Ale do tego będzie potrzebował pomocy. Johnny wstał i wyszczerzył zęby. Pora odezwać się do starych przyjaciół.
Na dzisiaj koniec już z opowiadaniami, nie wiem też czy wrzucę coś więcej bo jestem lekko przeziębiony, ale postaram się. Pozdrawiam, Mr B.
Aha i jeszcze filmik pasujący klimatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz